Moja współpraca z Alexandrą Grant zaczęła się jakieś dwadzieścia lat temu, kiedy artystka, zbierając w sieci materiały do projektu dotyczącego rysowania w przestrzeni, guglowała słowo domesticity (życie domowe; domowość) i natknęła się na tekst o takim tytule, pochodzący z mojego hipertekstu pt. „Reach” opublikowanego w „The Iowa Review Online”[*].Skontaktowała się ze mną, żeby zapytać, czy może wykorzystać cytat z niego w swojej pracy.
Przeprowadziłem własne poszukiwania i odkryłem, że w pewnej galerii w Los Angeles specjalizującej się w nowym rysunku Alexandra wystawiała wielkoformatową pracę (wymiarów ok. 3m x 1,2m) – rysunek powstały w wyniku złożonego procesu intramediacji wychodzącego od tekstu, przełożonego na tekstową rzeźbę z powyginanego drutu, której cień zapisano na papierze. Odpowiedziałem na jej mail, pytając, czy miałaby ochotę zrobić coś ze mną.
I tak zaczęliśmy bliższą współpracę, wymieniając się dziełami, projektami i pomysłami, a także strategiami wystawiania i publikacji w Internecie. Jedna z naszych wspólnych prac to „Nimbus” – duża, ponad dwumetrowej wysokości, kinetyczna rzeźba z drutu oparta na moim tekście, składająca się z sieci słów wyplecionych z drutu, układających się w wirującą kulistą formę. Ruchome cienie rzucane przez tę instalację na ściany galerii sprawiają, że eteryczne włókna migoczą, gdy patrzy się na nie z ulicy. Tekst znika w swojej formie – by użyć słów Alexandry – „raczej pozostając w ukryciu niż ujawniając się”.
Powstałą po pewnym czasie serię wspólnych tekst-obrazów nazwaliśmy, idąc za Hélène Cixous – pewnie na skutek moich profesorskich nacisków –„indécritions”, co można by luźno przetłumaczyć jako „nie-opisy”, ale również dlatego, że oboje byliśmy pod wpływem jej pism, jednak po jakimś czasie eksperymentowania porzuciliśmy ten termin i po prostu dobrze się bawiliśmy.
Niedługo potem napisałem teksty, do serii czterech paneli o rozmiarach 3m x 1,2m, zainspirowanych książką Cixous Three Steps on a Ladder of Writing, do których z dużą niepewnością – za namową Alexandry – dołożyłem minimalistyczne rysunki i tło.
Mimo to, kiedy myślę teraz o ideach kodowania, korespondencji i mediacji, sądzę, że jednak „indécritions” ma coś do zaoferowania jako termin odnoszący się do badania przechodzenia od obrazu do tekstu i na odwrót. To słowo-walizka miało w równym stopniu nawiązywać do pojęć niepisania i nierysowania, które pojawiają się nie tylko przy przejściu z jednego języka na drugi, ale także z tekstu do obrazu, z mowy do pisma i od reprezentacji w dwóch wymiarach do trójwymiarowych obiektów. Chodziło również o to, aby rzucić przewrotne spojrzenie na to, jak każda współpraca między mężczyzną a kobietą, zwłaszcza ta odbywająca się między pokoleniami, czy wręcz pomimo różnicy między nimi, wydaje się odbywać bez zahamowań.
A teraz ta nasza pierwsza wspólna praca, czyli „Nimbus”, została zgrabnie przełożona przez moją drogą przyjaciółkę, Kasię Bazarnik, na potrzebę wystawy Alexandry w Warszawie. Tak się składa, że dorastałem w Buffalo, w stanie Nowy Jork, niedaleko jednej z prawie dwudziestu miejscowości w USA nazwanych na cześć Warszawy. I ta Warszawa w stanie Nowy Jork przebiła Buffalo, jeśli chodzi o sezonowy poziom opadów śniegu, który osiągnął tam 401 cm w porównaniu do skromnych 246 cm w Buffalo.
Każdy, kto dorastał w tak śnieżnej okolicy potrafi sobie przypomnieć kształt, jaki przyjmuje w powietrzu oddech, a może nawet to uczucie, kiedy słowa wypływają z ust – skrzący pasażerowie zerkający na zewnątrz z wnętrza małych, wędrujących tu i tam chmurek, dryfujących jak zeppeliny, albo szklane bańki mydlane pękające nagle, na chwilę pozostawiając w powietrzu kroplę, suchą i płaską, spadającą szybko. Ale pomysleć, że to co się pisze można uformować w podobny sposób przed oczami – powtarzalność czyichś zwyczajnych rytmów, oswojonych samogłosek i spółgłoskowych wybrzmień splecionych jak sieć lubieżnych jeżyn, sczepionych z sobą w wilgotnym rowie (czy też, może nieco bardziej stosownie, choć nie mniej żarliwie, wyniosłe, wspaniale skrzyżowane gałęzie topoli wzdłuż Wisły, co tak urzekły Mickiewicza) – to było niewyobrażalne.
To, że umysł, albo to, co z niego wypływa jako zapisany oddech, zanotowane dla czyjegoś innego oddechu, sam formuje się w wiry, zwoje i pętle, jak deseń paisley na odcisku palca, w którym każde odrębne zdanie, nawet procesja banałów, wygląda jak jasna sieć srebrzystych żyłek zaznaczonych na skórze niemowlęcia – to niespodzianka.
Tu chodzi o zmianę – o przejście od tego wszystkiego, od myślenia „ja to napisałem, widzisz?” do faktycznego zobaczenia na własne oczy rękodzieła (aktu uczynienia tego, ręcznej roboty), do tych słów odwróconych w drucianych kształtach, ciągnących się wzdłuż tylko niejasno zaznaczonych współrzędnych niewidocznych pól magnetycznych, a jednocześnie nieprzymocowanych do niczego. Radość, jaką odczuwałem, widząc „Nimbus” – stworzoną na kanwie mojego tekstu pracę Alexandry, jej sztukę nadającą powietrzu kształt oddechu i dłoni, była zachwytem nad moim własnym językiem, który odbierałem w inny sposób, wiedząc, że gdyby to były inne słowa lub kogoś innego, jakiegoś innego mężczyzny lub kobiety, uformowałyby się inaczej pod jej palcami, inaczej wiłyby się rozmarzone sploty drucianych orbit. Co więcej, wiedząc, że w pewnym sensie nie miałoby znaczenia, czy ktokolwiek przeczytał je wcześniej, albo czy kiedykolwiek to zrobi, bo czytanie jest teraz czymś zupełnie innym, przebijaniem się przez pustkę, tkaniem kokonu przypominającego Drogę Mleczną widzianą spoza tej galaktyki. Być poza językiem, a równocześnie widzieć siebie wplecionego weń – to przyjemność jaka może się przyśnić.
Przychodzi mi teraz na myśl cudowny wiersz Szymborskiej „Rozmowa z kamieniem”, który zaczyna się tak:
Pukam do drzwi kamienia.
– To ja, wpuść mnie.
Chcę wejść do twojego wnętrza,
Rozejrzeć się dokoła,
Nabrać ciebie jak tchu.
– Odejdź – mówi kamień –
jestem szczelnie zamknięty.
A później poetka, czyli kamień, tłumaczy, że
brak ci zmysłu udziału.
Żaden zmysł nie zastąpi ci zmysłu udziału.
Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenia
Nie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.
To jest właśnie to, co Alexandra wniosła do mojego dzieła, podobnie jak do dzieł innych pisarzy i pisarek, w tym zwłaszcza Szymborskiej – nie tylko wzrok wyostrzony do wszechwidzenia, ale i zmysł udziału w pełnym sensie tego wyrażenia.
Przełożyła Katarzyna Bazarnik
































